Dzisiaj nie będzie o Bieszczadach, turystyce, jedzeniu, krajobrazach, wyciągniętych swetrach 🙂
Czyli teoretycznie nie na temat…czyli mój ulubiony temat ;))
Weekend 12-14 września spędziłem w raju, czyli w czeskim miasteczku Branna. Pewnie nigdy bym się nie dowiedział o istnieniu tego miejsca gdyby nie wyścigi motocykli…wyścigi motocykli zabytkowych…wyścigi uliczne!! Od jakiegoś czasu myślałem o zobaczeniu tej imprezy na własne oczy, ale zawsze coś wydawało się ważniejsze i wreszcie w tym roku zmądrzałem.

Żeby jeszcze było piękniej pojechałem na wspaniałym motocyklu Honda CB 550 rok 1978, czyli w klimacie jak się patrzy 😉 Generalnie na wyjeździe zrobiłem ponad 1300 km i było wszystko co trzeba, czyli: upał, deszcz, zimno  i pomocny Słowak na Triumphie gdy się okazało, że nie mam mapy:) 
Ale, ale wyścigi! Impreza jest po prostu wspaniała, choć byli i tacy co przysypiali ;). Jest to miejsce dla ludzi, którzy kochają „starsze” motocykle, ludzi którzy uważają, że zabytki muszą jeździć (i to jak jeździć!!!), a nie stać w salonach. Oczywiście, że są też przypadkowe osoby, itd., ale jeszcze nigdy nie widziałem tyle pasji skupionej w jednym miejscu. Pasji bez lansu i pozerstwa, pasji nakręcającej życie, pasji, dzięki której się chce i można. Impreza nie jest „duża” i ani trochę komercyjna, i to jest piękne!!! Nie ma stu atrakcji towarzyszących i to jest piękne!!! Jest święto motocykli, prędkości i zapach oleju!!! Całe miasteczko jest wciągnięte w wyścig, łącznie z mieszkańcami i dla nich również wydaje się to ważne.  No dobra, starczy … pisanie i tak nie odda tego co czułem i tego co cały czas mnie trzyma, zapraszam do zdjęć, może one pokażą jak to widziałem:). Ja zrobię wszystko żeby wrócić za rok.